Przejdź do zawartości

Strona:Józef Weyssenhoff - Sprawa Dołęgi.djvu/116

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.




XIII.

Tego samego ranka Kersten obudził się w swem wykwintnem mieszkaniu, które zajmował sam, gdyż był wdowcem bezdzietnym. Wczoraj wieczorem skarżył się wszystkim na ból głowy; dzisiaj jeszcze, gdy wszedł do sypialni służący, pan baron trzymał się za czoło i mówił:
— Trzeba mi przynieść z apteki kefalginy... taki mam ból nerwowy, jak wtedy w Wiesbaden, pamiętasz?... co to chwyci i ustanie, znów chwyci i znów ustanie...
— Pan baron za mało używa ruchu.
— Może masz słuszność. Pójdź po kefalginę, a ja jeszcze trochę pozostanę w łóżku. Zasłoń okno.
— A czy pan baron włoży frak dzisiaj rano?
— Poczekaj... nie wiem, z tym bólem... Czy nie było jakich listów z miasta?
— Jest jakiś na biurku.
— Daj go tutaj — rzekł żywo Kersten, odejmując ręce od czoła.
Służący podał list bez marki, Kersten otworzył go pośpiesznie.