Strona:Józef Weyssenhoff - Soból i panna.djvu/90

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   80   —

— To był pewno Chaskiel!
— Nie. To czarny dzik z tych grubych, krótkich: nie miał nic rudego na sobie.
— Jakto?! — przecie miał rude wiechy po bokach łba przynajmniej po ćwierci łokcia!
— Gadanie!
— A widzieliście oczki? Kiedy ryj zmarszczył, kłapiąc, to mu te małe oczki świerkały paskudnie. Dyabeł na dobrą duszę musi tak spoglądać.
— Dlaczego on właściwie nie rzucił się na nas?
— A no... szlachta dotrzymała kroku — staliśmy, jak mur — — A naganiacze stchórzyły — patrzcie! ten jeszcze na drzewie siedzi!
Śmiano się nerwowo, ale i biadano. Trzeba przecie posłać w trop za taką sztuką — — jest ciężko ranny, skoro leżał bez ruchu — — Jak to długo on leżał? Pewno kwadrans, albo i więcej — — Ostatecznie, źle strzelony.
To było właśnie męką Michała Rajeckiego, który ze zdobytego stanowiska pogromcy odyńca — może Chaskiela? — zszedł do poziomu niewprawnego strzelca. Czy strzelił dzika za krótko, czy za nizko? — — Dlaczego nie posłał mu drugiej kuli? — —
Chociaż więc za tropem posłano dwóch tęgich strzelców, Michał nosił już w sobie nieszczęście na resztę tego dnia. Dopiekło mu zwłaszcza, gdy dla przejazdu na nowe stanowisko musiał znowu wsiąść do sań z Liebem. Towarzysz nie omieszkał natychmiast wziąć go na egzamin:
— Jak go pan strzelał? na sztych, na blat, czy z tyłu?
— Strzeliłem do prawego boku — mierzyłem na komorę.
— Ile kroków?
— Ze czterdzieści.
— W powolniejszem tempie, czy w pełnym biegu?
— Szedł ostro.
— To już rozumiem — zawyrokował Liebe — dzik mógł dostać przez brzuch; nastąpiło krwawienie wewnętrzne, ale nie śmiertelne, skutkiem którego omdlał. Albo... — Liebe podniósł palec po kaznodziejsku — był to typowy »Hohlschuss«, strzał trafny co do kierunku biegu, ale za nizki. Jest takie miejsce na nizkiej łopatce, gdzie kula przejść może, nie dotykając poważniejszego organu...
Miś nie słuchał już, owszem chciałby zamknąć usta natrętowi, lecz