Strona:Józef Weyssenhoff - Soból i panna.djvu/56

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   48   —

pryszą, że Radziwiłł nie przyjechał? Już ja pytałem dobrych, znajomych leśników: wilki wabią się codzień w ostępie, który bierzemy.
— Tylko szkoda, że o świcie nie rozstawiono naganki — nadmienił Rajecki.
— Tu twoja racya — zgodził się Pucewicz — zapóźno bierzem ostęp. I jaka będzie komenda, sam Bóg raczy wiedzieć.
Gdy się dowleczono do stanowisk, nadleśny przeczytał myśliwym jakieś »przepisy obowiązujące«, których jedni nie zrozumieli, drudzy nie słuchali. Potem rozstawił osobiście wszystkich znajomych z pośród obywatelstwa. Trwało to długo, jeszcze dłużej czekano potem na ruszenie obławy. A gdy ta zaczęła hukać i trąbić, głosy płynęły sennie po puszczy. Żaden strzał nie ożywił wesołym grzmotem tej beznadziejnej melopei.

∗             ∗

Po trzech takich głuchych miotach towarzystwo mocno niezadowolone ujrzało przecie coś weselszego: ognie, zwiastujące koczowisko na śniadanie. To przynajmniej pewne! Można będzie dać wyraz zasłużonej krytyce i rozprostować na murawie strudzone członki. Nic bowiem tak nie utrudza, jak próżna włóczęga po kniei; widok zwierzyny i strzały działają na myśliwego, jak trunek podniecający; pusty las zasępia i zaostrza trudy polowania; kto ma reumatyzmy, odzywają mu się niechybnie; kto włożył nowe buty, cisną go nieznośnie.
Myśliwi rozłożyli się dwoma obozami, jak poprzednio przy leśniczówce — woda i oliwa. Między znajomymi nie brakło prowiantów, ani nawet szubienicznego humoru, zwłaszcza po zakropieniu robaka. Padły najprzód niezbędne wyrazy narzekania:
— Głupia awantura jechać tak daleko, żeby usłyszeć »bumagę« o wilkach. Przeczytali nam.
— To już typowo »kazionne« — szemrał drugi. — Co tylko oni urządzą, kończy się »bumagą«.
— A wilki jednak są, — odezwał się kto inny z fantazyą — leśnicy wysłuchali: wyły przez całą noc.
— Kiedy? dzisiaj?
— Ej, nie! trzy dni temu.
— W tem i rzecz — zakończył ktoś i wszyscy uspokoili się, zgłębiwszy do dna rozczarowanie.
Ale pan Benedykt Talmont był w wybornym humorze, jako łow-