Strona:Józef Weyssenhoff - Soból i panna.djvu/46

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   38   —

mniej odmian charakterystycznych, niż mężczyźni, ubrani jednostajniej, lecz zadziwiający każdy odrębnością typu. Gładki elegant, petersburskiego nieco kroju, rozmawiał z kościstym włościaninem, właścicielem sąsiedniego folwarku, obleczonym w długi, czarny surdut, niby w półsutannę. Okrągły, jowialny jegomość, w surducie skrojonym jak czamara, podsłuchiwał z przyjazną ironią perorującego w gronie dam chudego mężczyznę o postawie rycerskiej. Był to słynny z wymowy pan Narcyz Podolski.
Szpakowaty, spiralnie skręcony czub nad twarzą tragiczną, uroczystość ruchów składały postać, pobudzającą do uśmiechu, nie błazeńską jednak, owszem rozrzewniającą przez jakąś, widzianą tylko na obrazkach, starożytną dworskość. Najładniejszej pannie prawił homeryczne komplimenty, że zaś był jeszcze kawalerem, trzeba go było przez grzeczność słuchać. Zażenowaną pannę wybawiła z kłopotu siedząca w pobliżu matka:
— Panie Narcyzie! opowiedz nam pan o tej rewizyi. Wszystkie drżałyśmy, gdy nam doniesiono.
Szarmant ostatnie spojrzenie ukośne skierował do panny, mówiąc:
— Pozwól, królewno, że się teraz do matki zwrócę!
I półobrotem na krześle w stronę starszej damy zaznaczył przejście od liryzmu do epickiej powieści. Mówił głośno, oczyma łowiąc szersze koła słuchaczów:
— Było to pełne trwogi i babilońskiego zamętu. Drzemałem po południu w swych Sołohubiszkach, znękany sytuacyą własną i ogólną, gdy mnie obudziła naraz służba pałacowa...
— Odkąd-że to masz służbę pałacową, panie Narcyzie? — wtrącił jowialny jegomość w czamarze — chyba gospodyni Miodziuchowska i stróż nocny?
— Nie czep się słów, ale myśl pojmij! — odrzekł uroczyście Podolski — mowa salonów nie jest mową pospolitą. Zbudzony tedy przez służbę, dowiaduję się, że strażnicy przyjechali do mnie na rewizyę. Jak żyję, nie sympatyzowałem z anarchistami, więc widać, że zemsta ludzka zesłała na mnie tę opresyę.
— Ktoby się tam mścił i za co? — wtrącił ktoś znowu — szukali po całej okolicy.
— Nigdzie mniej winy nie znaleziono, jak u mnie! Ha! — pomyślałem — przyszedł czas ofiary za grzechy cudze. Ubrałem się tedy kompletnie, gdyż wobec niebezpieczeństwa nie wolno być śmiesznym. Czego