Strona:Józef Weyssenhoff - Soból i panna.djvu/38

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   31   —

Długo smakował je młokos, rozgrzał je, dobrał się do lepszego smaku zdrowej krwi; ujął tak mocno w pół dziewczynę, że poczęła się niepokoić, szamotać się w objęciu. Chwycił ją oburącz jeszcze silniej, podciął kolana, uniósł całą i rzuciłby ją na ziemię, gdyby nie głos jej urywany, dyszący rozkoszą ale i błaganiem:
— Panicz... panicz... zostaw... niepięknie! —
Byłoby zaś może i pięknie pod tą lipą na murawie, pośród harmonii wsi rozkochanej w czarach nocy, gdyby nie ten miesiąc zbyt jasny, gdyby nie ci ludzie blizko...
Zrozumiał to jednak i, trzymając dziewczynę jeszcze całą mocą, rzekł jej prosto w usta, miłośnie, ale łagodniej:
— No dobrze... puszczę dzisiaj jeszcze...
Podziękowała mu gorącym, szczerym pocałunkiem.
I szli już teraz na księżycowym widoku, uspokojeni trochę zmysłowo, ale ze wzbierającą w sercach lubą przyjaźnią, która zniewalała do wyznań. Oczywiście Miś nie dawał za wygraną:
— Więc powiedz, kiedy, Warszulko? gdzie?
— Kiedy nie można tego lata...
— Tego lata? — — dlaczego?
Nie odpowiedziała dziewczyna; nagły smutek przewiał przez jej oczy rozmiłowane.
— Więc powiedz mi, — nalegał Michał — dlaczego tak się bronisz ode mnie? Już trzeci raz? — —
— A bo ja dowiedziałam się o paniczu...
Michał uczynił błyskawiczny rachunek męskiego sumienia. Były tam grzechy dalekie i bliższe — — Klocia — — Czy Warszulka o nią zazdrosna?
— Coś ci tam nagadali w piekarni. Głupstwa! Ja żadnej nie kochałem... tutaj, oprócz ciebie.
Romansowe dziewczę spojrzało ze ślicznem niedowierzaniem w oczy młodego.
— Panicz mówisz... a i nie myślisz.
— Nie czujesz, Warszulko, że cię kocham?
— Czuć ja czuję — — Ale mnie mówił furman Adryan —
— Że co? — — Łgarz ten Adryan, cygan.
— Że panicz po niedzieli wyjedziesz na długo.
— To może być.
— Tak mnie smutno zrobiło się, że całą noc płakałam —