Strona:Józef Weyssenhoff - Soból i panna.djvu/224

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   205   —

— Za to zbiór oziminy był wspaniały — bronił Michał oskarżonego lata.
— Żyto bez ceny. Jedno z drugiem — rok średni.
— Ale w Trembeliszkach szczęśliwy. Wasza wnuczka wychodzi za Pucewicza.
— Dobrze jej, kiedy upodobała — a cóż nam? — —
Michał zadziwił się, był bowiem sam przy pierwszych zapowiedziach świadkiem radosnego wzruszenia dziada Józefa i całej rodziny Trembelów. Przekora dziad! — pomyślał — zażyję go inaczej.
— Zapewne... Tutaj lud ze szlachtą polską nie chce się bratać, zaczyna z nami wojować...
— Są takie durne, ale nie w naszym powiecie — mruknął Trembel, spojrzawszy zezem na młodzieńca.
— Po miastach jest ich za dużo — i buntują Litwina przeciw litewskiemu Polakowi. Więc od was żonę można wziąć, ale i zabrać już na dobre. Z wami żyć i pracować — coraz ciężej.
Trembel zwrócił do Rajeckiego twarz wcale ironiczną:
— Żeby panicz tak myślał, jak mówisz, byłoby niedobrze.
Michał zarumienił się, gdyż spostrzegł, że starego wróbla nie wziął na plewy.
A dziad ożywił się i gadał mocno:
— Kiedyby my z panami połączyli się, i lepiej wszystkim byłoby. Ziemię lepiej obrabialiby, i Żydów od handlu odpędziliby i burłaków od jezior i sadów. A jak my z panami spotkamy się, kiedy od czasu nadziałów każdy na swojem siedzi, swojego pilnuje, i wspólności między chatą i dworem niema? — Mówią: ziemstwa zaprowadzą — Bóg ich wie? — Nam samym o sobie myśleć trzeba i w przyjaźni żyć i o sobie radzić. Ot co jest!
— Zupełnie się z wami zgadzam — rzekł Rajecki — ale dlaczegoż więc nie cieszycie się, gdy szlachcic żeni się z włościanką i to jeszcze w waszej rodzinie?
Trembel pogłaskał się po łysej czaszce z jakimś znowu wyrazem niezadowolonym.
— Wszak płakać niema czego. — Tylko to mało — raz na pięć lat zdarza się. Jedna jaskółka nie czyni wiosny — tak mawiał pan marszałek, dziad panicza.
— Znaliście go dobrze?
— Ot jak! duszą jego byłem lat czterdzieści. I zawsze z Trembe-