Strona:Józef Weyssenhoff - Soból i panna.djvu/215

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   197   —

— Mogłaby ja do panicza w służbę iść do miasta... tobie szyć, prać, gotować... co tylko każesz robić — jaby utrafiła.
— Niepodobieństwo! — zawołał Michał — pomyśl: jakżebyśmy pod jednym dachem mieszkali i tylko tak?... Ja do ciebie nad jezioro już wtedy nie przyszedłem, bo się bałem samego siebie. Gdyby się coś takiego między nami stało, musiałbym się z tobą ożenić.
Warszulka opuściła ręce i odłączyła je od rąk Michała. Ostatni jej plan ratunkowy chybiał. — — Beznadziejnie już szepnęła:
— A bywa — i nie żenią się.
— Nie chcę tego, Warszulko. Nadto cię szanuję.
— Jak panicz mówisz?
— Chcę, żebyś była uczciwą kobietą, chociaż nie moją. Masz przecie starającego się... porządnego człowieka... Przyjmij Józefa Trembela.
Zdobył się nareszcie na postanowione słowa, odstąpił o krok i badał niespokojnie, jak ona to przyjmuje. Ona zaś przyjęła tę radę bez goryczy — spuściła oczy — może trochę zbladła.
Podniosła znowu oczy na Michała, te same, głęboko ufające. Odrzucona, oddana innemu, czuła przecie, że stoi przed nią najmilszy człowiek, najserdeczniejszy jej bliźni. I gdy on tak radzi, to już widać jej los, najlepsza dostępna jej droga. — —
— Kiedy i panicz mówisz, tak ja wyjdę za niego.
— Tak, Warszulko — mówił Michał, oziębiony bądź co bądź łatwem pozornie powodzeniem — nie zapomnę o tobie; będziesz mi zawsze najmilszą z tutejszych. A ty... zajmiesz się swojem gospodarstwem i nigdy źle mnie wspominać nie będziesz.
Dziewczyna miała jeszcze coś ważnego do powiedzenia; ona teraz dyktowała swe warunki:
— Ale ja jemu powiem, że jego nie lubię, a przyjmuję tylko dlatego, że panicz mnie kazałeś.
— No... nie wiem, czy on wtedy zechce?
— Tedy inaczej nie będzie.
— Widzisz... mnie chodzi nie o to tylko, żebyś mnie usłuchała, ale głównie o to, żebyś była w przyszłości szczęśliwa i spokojna.
— Ja spokojna...
Trzeba było pożegnać się, bez dramatu i bez nadmiernej serdeczności, przed oczyma ludzi, którzy mogli patrzeć i z sadu i z okien dworu. Znowu Warszulka uczepiła się rozmowy, jakby przewidywała, że to ostatnia, chociaż lato było jeszcze w pełni i Rajecki nic nie wspo-