Strona:Józef Weyssenhoff - Soból i panna.djvu/212

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   195   —

— Nie tak, panie Michale! Nie tak, że ty jej powiesz: bierz sobie Trembela, kiedy chcesz, a nie chcesz, to poczekaj — może i my coś z sobą, albo ty na służącą do mnie...
— Nigdy jej tego nie proponowałem! — zawołał Michał popędliwie.
Pomyślał jednak chwilę i przypomniał:
— A może... w przeszłym roku — ale to żartem.
— Tak widzisz: żartować niema co. Chłopskie jej serce, a taki czuje mocno. Ty jej powiedz, że ją lubisz i dlatego nie chcesz łamać jej życia. Jej życie uczciwe z Trembelem... Sam wiesz i potrafisz lepiej ode mnie.
— Spróbuję — rzekł Michał poważnie. — Gdzie tylko ja ją spotkam? — bo rozumiesz — gdzieś na uboczu, bez świadków... dyabli mogą ponieść — — a ona już gotowa — to się czuje.
— A ot okazya: Warszulka jest tu w sadzie.
— Tutaj?!
— Przyszła mnie za służbę podziękować; wszystko z twojej przyczyny, że żyć jej ciężko. Pytała o ciebie, czy nie przepadłeś ty gdzie? — a kiedy przyjechałeś, ledwie ze skóry nie wyskoczyła. Tak — ona gotowa, jak sam wiesz. Tylko ty pan, a ona biedna i bezsilna.
— Pójdę do niej — rzekł Michał stanowczo — pozwól mi trochę pomyśleć.
Usiadł i dłońmi ścisnął skronie. Po chwili wstał, zapiął na sobie ubranie, jak pancerz, i poszedł do ogrodu.
Ujrzeli się zaraz nawzajem, patrzyli na siebie z oddalenia, bez ukłonów, oko w oko, stwierdzając powierzchowne zmiany: oboje schudli z rozmaitych powodów — wypięknieli. Warszulka ciągnęła Michała do siebie rzewnem spojrzeniem, on szedł ku niej, stojącej pod gaikiem wiśniowym. A gdy doszedł, nie wiedział, jak ją ma powitać, zwłaszcza, że sadownicy chodzili w pobliżu. Chwyciłby ją w objęcia, bez zamiarów lubieżnych, z rozczulenia, aby przytulić tylko do swej piersi zbiedzoną jej główkę, pogłaskać po wymizerowanem liczku. Jakoś się powitali niezgrabnie.
— Słyszałem, że chcesz odejść z Potyłty i wiem dlaczego: źle ci, Warszulko. — — Trzeba pomyśleć o przyszłości.
— Jak panicz zakcesz, tak i będzie. Powiedz mnie.
Patrzyła szeroko otwartemi, posłusznemi oczyma.
— Chcę, Warszulko, żebyś dobrze mnie zrozumiała. Lubię cię bardzo... Jesteś mi bliższa, niż którakolwiek kobieta na świecie...