Strona:Józef Weyssenhoff - Soból i panna.djvu/199

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   182   —

— Gdzież teraz, panie Czerwiński?
— A cóż, można jeszcze dalej do środka, można i powoli wracać do brzegu inną drogą.
— Trochę jeszcze do środka — wyrywał się Michał.
Pan Benedykt nie oponował, lecz pozostawał coraz bardziej w tyle, trzymając się krzaków, coraz rzadszych. Przez nagie połacie wybladłego mchu trzeba było teraz ślizgać się chodakami po powierzchni niby zwartej, lecz prawie płynnej. Dawało to Michałowi wrażenie postępowania po fali, cudne i podniecające: skoro się zwyciężyło tyle już przestrzeni, może dzisiaj właśnie dotrze się do widoku, choć zdaleka, dziwnego środkowego jeziora? — — Co chwila psy znajdowały pardwy i kilkanaście sztuk przybyło do troków myśliwych. Pardwy ciągnęły strzelców w kraj coraz bajeczniejszy, pływający na odmętach błotnych, ziejący wonią przemocną, od której nadużycia zwaryował Petrulis. Nie pijanice wydawały tę won, ani inne jagody, bo ich dziedzinę pozostawili już myśliwi za sobą; wiały tu już pono dymy czarnego jeziora —
Nowe stado pardw furknęło z pod wyżłów. Kogut poprowadził je nizko nad mszarem nagim, gładkim i puszystym, jak strzyżony kobierzec zgniłej barwy. Głos koguta jakoś tryumfalnie i złowrogo śmiał się:
— Gargar — gargar — gargar...
Michał, zajęty samą trudnością postępowania, rozkołysany na chwiejnym gruncie, strzelił późno i zeskrzydlił jedną tylko młódkę, która opuściła się daleko na goły mszar. Cezar rzucił się za nią, ale po kilku susach uwiązł po brzuch w błocie, wygramolił się i zawrócił do myśliwych. Cezar pierwszy raz w życiu odmówił służby.
Przystanął i Czerwiński:
— Tutaj już, pan, my nie przeleziem. A przeleźliby raz, powrócić ciężko.
Namyślali się przez chwilę, dysząc ze zmęczenia. Wtem usłyszeli strzał za sobą w krzakach, z których niedawno wyszli.
— Ot gdzie pan łowczy za nami pozostał! — uśmiechnął się Czerwiński.
Rajecki obejrzał się:
— Co on tam? zapadł znowu? widać go tylko do połowy — —
— Nie; stoi on, nóżki w błoto maleńko wnurzywszy. A i my jemu widni tylko od brzuchów.
— Wracajmy do łowczego.
— Tak i trzeba.