Strona:Józef Weyssenhoff - Soból i panna.djvu/175

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   160   —

Gdy zawadziła znowu stopą o dno, stanęła i, wynurzając się do pół piersi, spojrzała na pola coraz ciemniejsze — — Głucho — ani widu, ani słychu.
Ścisnęło się jej serce od przymierającej w niem nadziei. Nie zobaczy on jej dzisiaj ani w kąpieli, ani ubranej?... Pomimo zanurzenia w wodzie uczuła gorące mrówki po całem ciele. — Jeszcze raz tam, do chłodnej toni środkowej, całym pędem młodych piersi i ramion! Rzuciła się znowu wpław gwałtownie, aż woda zaburzyła się, rozpruta niby dziobem polotnej z białemi wiosłami łodzi. — Ale na oglądanie tego cudu nie przybywał nikt z ludzi. Z za pagórka wysunął się tylko księżyc śniady, na lewo odęty, na prawo okrojony, księżyc podstarzały, i wejrzawszy pożądliwie w jezioro, gdzie niezwykłe odbywały się harce, roznamiętniał się coraz ogniściej.
Warszulka powróciła wreszcie do brzegu pod olchami, mocno dysząca — ledwie jej tchu starczyło na dopłynięcie. Wyszła z wody, podbiegła trochę wzwyż i stanęła na chwilę naga między drzewami, samotna Ewa w tym nocnym raju. Ani turkotu kół, ani rytmu kopyt — nic nie słychać było w pobliżu. — —
Uczuła zimno od parowania wody z rozgrzanego ciała, radaby była czem otrzeć się, choćby wytarzać się w trawie, lecz i trawa przemokła od rosy. Przypomniała, że ma w kieszeni spódnicy czystą chustkę, dobyła ją i jęła się ocierać, ale nagle podniosła ją do oczu, z których trysnęły gorące łzy — —
Odziała nareszcie ubranie na mokre jeszcze ciało i weszła wolno na szczyt wzgórza, z którego szerszy, lecz już nocny i mylny roztaczał się widok. Czuła już niezawodnie, że Michał nie przybędzie, chciała jednak wyczerpać ostatni brzask nadziei. I rozglądała się po polach, zdecydowana tu pozostać choćby do północy. Zamiast rozżalenia na ukochanego, zdjął ją o niego niepokój. On nigdy jeszcze nie chybił na schadzkę. — Jaka zaszła przeszkoda? co mu się stać mogło? — Boże miłosierny!
Wtem chwyciła uchem lekki tentent na polu żytniem. Nie koń to chyba, bo nie widać go nad kopami? — — może bardzo daleki galop? — cicha ziemia w nocy przenosi głosy i o wiorstę. — — Otworzyła oczy, usta, uszy — i serce nawet otwarte słuchało — — Wtem huknął blizki strzał.
— Jezus Marya!
Powstała z pod niedalekiej kopy żyta ciemna postać ze strzelbą,