Strona:Józef Weyssenhoff - Soból i panna.djvu/160

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   145   —

kach, że nie wstyd było przepadać leniwie, jako atom dzieła wiecznej Mądrości, która ułożyła tę harmonię i krasę.
Stado lotnych cyranek ciągnęło nizko nad wodą. Michał chwycił instynktowo za strzelbę, ale ją odłożył. Trochę daleko było na strzał i nie bardzo się chciało Michałowi strzelać. Uśmiechnął się do Lelejki:
— Pięknie tak — niech wszystko żyje...