Strona:Józef Weyssenhoff - Soból i panna.djvu/143

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   129   —

Cięty był w gębie ksiądz Stulgiński, ale nikt się na niego za rubaszne przycinki nie gniewał, bo człek był serdecznie dobry. Szlachcic polski starego zakroju, z włościanami litewskimi żył w wybornej zgodzie. I ksiądz Lelejko, pochodzenia włościańskiego, szanował swego proboszcza, raziło go tylko, że tyle gada napróżno; chłopek nie rozumiał szlacheckiej fantazyi.
— Cóż stoim na miejscu? — zahuczał znowu ksiądz Stulgiński — kaczek mnie potrzeba ze dwa tuziny na odpust w Ucianach, a tu do południa dwie ubiłem i to kłapacze chude.
— Ja mam już siedm — odrzekł z zadowoleniem Michał: — starkę, cztery podloty, a dwa kłapacze Kuchta zdusił bez strzału.
— Wiadomo — odpowiedział proboszcz trochę zazdrośnie — i przewoźnika masz zucha i psa; a my tu z księdzem wikarym polujem sobie — po łacinie.
— Nie mogę księdzu proboszczowi pożyczyć Kuchty, bo ode mnie nie pójdzie; ale proszę brać Stasiulanisa, a ja księdza Lelejkę wezmę do siebie.
— A bierz jego sobie choć do Jużynt na kwaterę! — zawołał proboszcz uradowany.
Ale spostrzegłszy zafrasowanie księżyka, pogłaskał go łagodnem słowem:
— Jak chcesz, carissime frater. Rok z sobą żyjem w zgodzie, bo chociaż psa nie warteś na polowaniu, in ecclesia święty z ciebie młodzianek. Więc zostańmy już z sobą na lądzie i na wodzie — —
Ale Rajeckiego ujęła dziecięca słodycz księdza Lelejki, więc szczerze nalegał:
— Jeżeli ksiądz wikary łaskaw, bardzo proszę do mnie. Z pędzeniem dubicy ja sam sobie poradzę.
I młody ksiądz chętnie się wybierał do młodego myśliwego. Zatem ponieważ wszyscy zgadzali się, dokonano zamiany. Stasiulanis lekko i technicznie przeskoczył z czółna na czółno, ledwie oba zadrgały na wodzie. Ale ksiądz Lelejko, chociaż niewielki, stąpił tak ciężko na pławkę dubicy Michała, że ledwie jej nie przewrócił i sam nie wpadł do wody. Skończyło się na zamoczeniu nóg i na śmiechu. Nanowo skonfundowany księżyk usiadł cichutko na ławeczce i trwał tam w zarumienionem milczeniu. Twarz zaś księdza Stulgińskiego, rozszerzona do pełni zadowolenia, ożywiła się łowiecką ochotą: