Strona:Józef Weyssenhoff - Soból i panna.djvu/132

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   119   —

— Nie; ja pójdę do dnia na drugą stronę polany, w ten brzeźniak, przez który szliśmy. Albo idź ty — —
— A jaby paniczu radził w brzeźniak — wmieszał się Łaukinis, zwracając się do Pucewicza.
Zawodowy kłusownik i nocny myśliwy musiał wiedzieć, gdzie lepiej. Więc Stanisław zapytał:
— To czemu tutaj budkę postawiłeś, nie w brzezinie?
— Budka dla miastowych myśliwych. Kto czuje las, bez budki lepiej utrafi.
Nie pierwszy raz zauważył Michał niechęć ku sobie Łaukinisa. Korciło go to z paru względów: Łaukinis był powagą w zakresie dzikiego myśliwstwa i — stryjem Warszulki. Już parę razy próbował Michał przejednać go datkiem. Wolny strzelec przyjmował wprawdzie ruble niby należną daninę, ale nie pozbywał się wobec Rajeckiego wyniosłej oziębłości. Zauważył to i Pucewicz, psycholog chytry, choć nie popisujący się głośno swemi spostrzeżeniami.
— Idź sam, Łaukinis, do brzeźniaku, póki jeszcze las śpi. Prochu i śrutu masz dosyć?
— Jest na dwa, trzy strzały.
— Mało — — Masz tu sześć nabojów — mnie wystarczy.
Milcząc wyciągnął kłusownik rękę po najmilszy z podarków: proch angielski i śrut twardy, których wyższość strzelniczą już znał, ale trudno mu było zaopatrywać się w te przybory z powodu, że w miastach rzadko bywał i nie posiadał pozwolenia na broń. Wziął naboje i powędrował cicho, jak lis, na wspomniane stanowisko w brzeźniaku.
Stanisław teraz się rozgadał.
— Uważaj ty, Miś, z Łaukiniem. On chłop dobry, póki dobry; ale kiedy rozezłuje się, on na każdą sztukę gotów.
Rajecki tak się zdziwił, że odpowiedział dopiero po chwili:
— Jakto, »uważaj«? Cóż ja jemu złego zrobiłem?
— A ja już nie wiem... podobno łajałeś go?... i strzelbą pogroziłeś? — —
— Ja jemu? — nigdy.
— Może tak tylko gadali — — A wiesz? on stryj Warszulki.
— Wiem. Cóż z tego?
— Tak widzisz, on z tej przyczyny niebezpieczny.
— Nie dobrze rozumiem.
— Trzeba ich znać. Ojciec Warszulki teraz choruje, bo się prze-