Strona:Józef Weyssenhoff - Soból i panna.djvu/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   93   —

strzały bezskuteczne — — błysnął czwarty — i bażant, jakby uderzył o niewidzialną szybę i o nią się rozzbił, złamał się w szyi ku górze i ciężko spłynął na ziemię.

— Zdaje się, że mój mąż go zabił? — zawołała pani Teresa — lepiej strzela od ciebie; wstydź się, Misiu!
— Miał go bliżej — bronił się Rajecki.
— I bardziej zażarty na koguty, niż ty, Misiu — dodała niemiłosierna żona.
— Ach tak? rozśmiał się Michał — on i o bażancie koguty zazdrosny?!
— Il en est capable...
Przyparte do żywopłotu bażanty zaczynały rwać się gęściej. Ale na strzał Rajeckiego nadciągały same kury.
— Za to ty masz szczęście do kur — dodała pani Teresa do poprzedniej rozmowy. — No, teraz kogut! — i drugi — patrz!
Michał strzelił, chybił i dopiero z drugiej lufy zabił jednego koguta; drugi przeleciał mu nad głową.
— Dlaczego nie masz dwóch strzelb? — Patrz — Hrebniccy mają po dwie, i Jerzy i August.
Rajecki, niezadowolony z siebie, że wykonał tylko pół dubleta, odrzekł:
— Ach, bo ja tych parkowych polowań nie lubię. To jest rzeź w kurniku!
— No, no. — Niejedenby dużo dał, aby się tu znaleźć — — Uważaj!
Tyralierka grzmiała już na całej linii. Znowu dwa naraz koguty znalazły się w sferze strzału Rajeckiego. Zawziął się, że strzeli dobrze, mierzył nieco dłużej i oba koguty ładnie spuścił z powietrza. Nic nie rzekł, tylko, zmieniwszy ładunki, wyprostował się jakoś gracko i przytupnął nogą. Pani Teresa przypatrywała mu się z zadowoleniem.
— No i cóż? lepiej ci znowu w kurniku?
Miś odpowiedział tylko szerokim uśmiechem, patrząc prosto w oczy pani Teresy — i dojrzał w nich tę zmianę błękitu w fiolet, która znaczyła najmilsze momenty w spojrzeniu tej pani. Prawie, że się nachylił do ślicznej, nie cofającej się bynajmniej twarzy — i powiedział oczyma więcej, niż to, na co się mógł zdobyć w mowie. Przepuścił bez strzału łatwego bażanta — lecz nie strofowała go już pani Teresa.