Strona:Józef Weyssenhoff - Soból i panna.djvu/10

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   4   —

I Hetka szła prosto przed siebie, jakby olśniona przywidzeniem na tej zielonej, pustej dla pospolitych nozdrzy i oczu równinie.
— Dobra suka... górnym wiatrem dochodzi — chwalił Stanisław.
W tej chwili z pod nosa Hetki furknął, jak oddalający się bębenek — dubelt.
Michał strzelił i zabił dubelta.
Suka drgnęła nerwowo, przypadła skręconem ciałem do kępy, niby zraniona, i bolesne oczy zwróciła na Michała.
— Dobra Hetka! poczciwa Hetuś! Nic się suczce nie stanie...
Głaskana i pieszczona, żaliła się przez chwilę sentymentalnie swą psią mową skomlącą wyraźnie:
— A kochać mnie będziesz... A nie obrazisz już nigdy delikatności mych uczuć...
Hetka wystawiła jeszcze parę dubeltów wzorowo, coraz śmielej. Fox zaś wystawił jednego, dwa spłoszył, i nie dostał wałów tylko przez wzgląd na arystokratyczną wrażliwość swej towarzyszki, która nie znosiła, aby w jej obecności znęcano się nad bliźnimi jej psami.
Kilka już dubeltów mieli przytroczonych do pasów, gdy odezwał się Michał:
— Co nam po dubeltach? Nikt już ich jeść nie chce, tyle tego znosimy.
— A tobie zarazby sobola! Dobry i dubelt, póki co. Pójdziemy w zarośla, nad jezioro. Tam cietrzewie pewne i pardwy bywają i Bóg wie, co jeszcze. Czasem strzelisz — spadnie — a potem dopiero oglądasz, co zabiłeś.
Miś, młodszy i mniej doświadczony, roił codzień, wychodząc na polowanie, o jakichś zdobyczach bajecznych. Zaciekawiła go zapowiedź Stanisława:
— No i cóż tam jeszcze może być? powiedz!
— A ot zobaczysz...
— Tymczasem musimy dość długo iść drogą, na której przecie nic nie spotkamy. Szkoda, że nie wzięliśmy kałamaszki.
— Tak cóż, — odpowiedział Stach — myśliwy i po szosie idzie, a taki myśli. Za to on »myśliwy«. A pole, choć i puste, jemu gada. Dlatego on »poluje«.