Przejdź do zawartości

Strona:Józef Weyssenhoff - Puszcza.djvu/71

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Marcelka zarumieniła się:
— Mieszkam na Polesiu, rzadko wyjeżdżam, jednak staram się ubierać po angielsku, bo to najpraktyczniej...
— Jednak trzewiki ma pani francuskie?..
— Kupione w Mińsku.
— Wszystko jedno, ale naśladowane z Francyi.
— Nie; buciki, jak wszystkie inne, białoruskie. Ale co to ma do rzeczy?
— Więc przechodzę od butów do ideałów. Każda rzecz zresztą, nawet but, czyli pojęcie buta, ma swój ideał. Zgadza się pani na to twierdzenie?
Zawahała się nieco panna, spojrzała nieufnie na Edwarda, wreszcie rzekła:
— Przypuśćmy...
— Więc musi mi pani przyznać, że nasze ideały z zakresu życia społecznego, towarzyskiego, obyczajów, zabaw, aż do mody w mieszkaniach i ubiorach — pochodzą z Francyi.
— O, przepraszam! Tak może było, ale już nie jest dzisiaj. My, tu przynajmniej, zaczynamy być sobą, nie chcemy nikogo naśladować.
— My?.. — powtórzył Edward — czy pani mówi za jakąś grupę?.. może za całą prowincyę?
— Za pewien gatunek ludzi niepodległych, których pan nie zna — odpowiedziała Marcelka zarozumiale i tajemniczo.
— Skłaniam głowę — odrzekł Edward. — Dlaczegóż więc pani mówiła przed chwilą, że naśladuje w tem i owem Anglię, a stroni od Francyi?
— Mówiłam, że w ideałach, no... i w szczegółach praktycznych.
— To pani zna zapewne życie angielskie i francuskie? — zapytał Kotowicz, choć wiedział, że otrzyma odpowiedź przeczącą.