Przejdź do zawartości

Strona:Józef Weyssenhoff - Puszcza.djvu/29

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Kotowicz nie był bynajmniej niedołęgą. Uczył się dobrze w wieku młodzieńczym, podróżował nie bezmyślnie; z kultury obcych narodów przyswajał sobie nietylko pozłotę, lecz i pożyteczne zasoby na przyszłe swe obywatelstwo. Ale nadmiernie wrażliwy i głodny użycia, po ścisłej ferule w domu rodzicielskim, hodował w sobie kiełkujący kosmopolityzm, który jest najpospolitszą u ludzi możnych formą egoizmu. Rodzinny kraj był mu starą macierzą, zasadniczo szanowną, ale nudną i obyczajem niepokrewną. Związki jego z ojczyzną rozluźniły się jeszcze bardziej, gdy rodzice umarli, najprzód matka, potem ojciec. Od pięciu lat był więc dziedzicem włości, mniej zaś tradycyi rodzinnej, która się streszczała od pokoleń w oświeconem domatorstwie. Nauka jego w szkole średniej i wyższej nie przygotowała go specyalnie do gospodarstwa, które miał objąć po ojcach, rozbudziła w nim tylko zmysł spostrzegawczy i estetyzm — a łatwe życie poniosło go na bezdroża. Włóczęga po miejscach urządzonych dla przeżuwania dobrobytu, ciągła kąpiel w zaraźliwym przepychu, wesoła a krwawa walka o złoto, to wszystko znużyło go i wyczerpało. Ale kobieta! Ile mu już zabrała życia, a przecie jej nie miał dosyć, co gorsza — nie znał do woli.
Czyniąc obrachunek życia tu, na poleskiej pokucie, Kotowicz zastanawiał się nad tem, co go tak przemożnie pociąga do Teo, tej kobiety wyjątkowej, czy potwornej? Piękność jej fizyczna jest rzeczywiście niezrównana — paraduje też nią, obnosi ją po świecie, okadzona perfumami i hołdami mężczyzn. — Te osłony tak sztuczne, że uwydatniają nagość dziewczęcą, a przecie już trzydziestoletnią! — ta tęsknota oczu do trudnej bardzo rokoszy, włosów do rozplotu, całej postaci do uścisków, jakby