Strona:Józef Weyssenhoff - Nowele.djvu/55

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   49   —

Paryż, zwiedzany zawsze z pełnemi złota kieszeniami i w towarzystwie uprzejmych sybarytów, wydawał się Konopackiemu jednym rajskim ogrodem, urządzonym dla szczęścia ludzi wesołych i niezależnych. Bez Paryża świat byłby tylko zlepkiem funkcyi życiowych potrzebnych, lecz nużących, z chwilami zbyt smutnych odpoczynków. Jedyny Paryż daje wrażenie, że człowiek stworzony jest dla rozkoszy, a nawet umie stworzyć rozkosz.
Dość naturalnym zwrotem myśli doszedł Konopacki do obliczenia swej kasy podróżnej. Była tym razem skromniejsza, niż lat ubiegłych; nieurodzaj buraków nadwerężył budżet. Na miesięczny pobyt w Paryżu, odpowiedni do stanu i urodzenia, na pierwszorzędny hotel, restauracyę, teatr i t. d. — wystarczało. Ale na wydatki nadzwyczajne, na te »extra«, w których mieścił się cały rój upajających zagadek, nie pozostawało więcej, jak 5 tysięcy franków. Paryża za to nie kupi jednak przy sprzyjającej gwiaździe... Co tu gadać! jedna tylko gwiazda mogła kosztować więcej... A pan Teodor czuł w tym roku wilczy apetyt na wakacye paryskie. Są zresztą sposoby pomnożenia gotówki: jakaś partyjka w klubie... nawet dzisiaj, na wyścigach, jeżeli Paul ma trafne powiadomienia — a miewał wyborne — ta włoska klacz mało znana może przynieść ładną sumkę z totalizatora. Nigdzie tak nie płacą za niespodzianie wygrywające konie, jak w Paryżu; bywały przykłady tysiąca franków za dziesięć!
Z miodem, niecierpliwem naprężeniem oczekiwał Konopacki godziny dwunastej, przepisanej obowiązkowo