Strona:Józef Weyssenhoff - Nowele.djvu/53

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   47   —

minut pan hrabia, pochylony nad marmurową umywalnią, targany za spienioną czuprynę, był chaotyczną bryłą, z której miał się wyłonić człowiek prawdziwie dobrze ułożony.
Odetchnął na fotelu, gdy fryzyer przystąpił do układania włosów i wąsów. Rzeźwy i podniecony przeglądał program wyścigów, notując na nim fachowe powiadomienia i horoskopy Paula.
— Jeżeli Joe Moor dosiędzie »Condorcet’a« w wyścigu z przeszkodami, nie można wątpić, że Condorcet przyjdzie pierwszy »z rękami w kieszeniach«. — — Ale to nie interes. — — W czwartym biegu jest jedna wyborna klacz włoska, nikomu nieznana. Tę wziąć »placée«, a można zrobić ładny obrót... i t. d.
— Włosy dobrze, panie Paul — ale wąsy nie tak zupełnie »dernier cri« — nie jesteśmy już młodzi...
— Ależ pan hrabia jest w pełnym rozkwicie! Któż będzie modę obnosił po Paryżu, jeżeli nie pan?!
Rzeczywiście głowa Konopackiego, odrestaurowana w Instytucie piękności, godna była obnoszenia po wielkich bulwarach, — trzeba ją było tylko jeszcze ubrać w najnowszy cylinder »z ośmiu błyskami«, który Konopacki pośpieszył nabyć w pobliżu Opery, u Hampden-Park’a.
Odesławszy płaszcz do hotelu, poszedł piechotą bulwarem ku kościołowi Magdaleny. Błogo mu było na sercu. Przez ulicę, spiętrzoną tak przyjemnie i wspaniale, wiała... parizina. Czy to jest woń, czy magnetyczny prąd, czy może rad działający w paryskiem powietrzu? Nie dociekał Konopacki pierwiastków tego działania, czuł je