Strona:Józef Weyssenhoff - Nowele.djvu/22

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   16   —

wozie, runął od wzgórza do wzgórza i leży ponad drogą zielonym mostem. Nawet go sprzątać nie warto, aż w zimie — tak pięknie leży.
W miesiąc po opisanym ślubie znowu burza w nocy przeciągała nad plebanią, ale razy piorunowe były jakieś słabsze, a przynajmniej tak się zdawało księdzu Wiklińskiemu. Z brewiarzem w ręku siedział na krześle, zmuszając się całą siłą woli do myślenia o sprawach nieziemskich. Jednak dużo waty włożył do uszu.
Tak samo burza wysłała naprzód swe grzmiące forpoczty, rozhukane po pagórkach, i swe jaskrawe race, rozświecające kraj, nad którym zawisnąć miała piorunową grozą. Tak samo wkrótce kapela jej tryumfalna urosła w zgiełk i płacz ulewy, i główna siła z gromową artyleryą przeciągnęła tuż nad drżącym dachem plebanii.
I znowu pośród największej trwogi rozległo się natarczywe pukanie do drzwi wchodowych.
Ksiądz odrazu poszedł spiesznie do sieni.
— Kto tam?!
— Niech będzie pochwalony... krześcijany-katoliki...
— A! tego już za wiele! — zawołał proboszcz.
I otworzył.
Także para młodych, inna: Harasim Lewczuk i Natałka Konieczna. Ci wybrali się już praktyczniej; nieśli bowiem zamczystą skrzynkę z paradnemi sukniami, przeznaczonemi do przebrania się na uroczystość ślubu, na którą liczyli pewnikiem.
— Co to?! co wam strzeliło do głowy przychodzić z tem do mnie po nocy?