Strona:Józef Weyssenhoff - Nowele.djvu/134

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   128   —

Potwierdziło się teraz jasno posądzenie moje z przed lat kilku. Kiedy już małżeństwo Celiny z Szarzyńskim było postanowione, matka dała mi okrągłą sumę na podróż do Paryża, niby dla kończenia studyów, ale bardziej pono w celu, aby mnie z kraju na pewien czas. usunąć i zagłuszyć we mnie budzącą się już miłość dla Celiny, a może i nienawiść dla Szarzyńskiego. Nie byłem też na ich ślubie. Dzisiaj w rozmowie wróciły wyraźniej powątpiewania matki o moim wyborze:
— Z twoją naturą, mój Jasiu, nie zupełnie się zgadza jej usposobienie, pozornie przynajmniej takby się zdawało. Znam panią Szarzyńską od dziecka i wiem, że jest dobra, uprzejma, szczególniej piękna, ale nie dość poważnie pojmuje życie i jego obowiązki. Pierwszy jej mąż był dla niej niestosowny i mówią nawet, że mu niepokój o młodą i zalotną żonę skrócił życie.
— Ależ, mamo! — odpowiadałem, — nie należało się Szarzyńskiemu więcej do śmierci, jak te dwa lata jego małżeństwa. Bóg wie, poco za niego wyszła, czy z namowy krewnych, czy może na przekór...
Nie dopowiedziałem całej myśli. Gdyby to jednak było szczerą prawdą, że Celina już przed kilku laty, kiedyśmy się widywali po wieczorach, — ona młodziutką panną, ja ledwie z kurzu książek uniwersyteckich opylony, — że wtedy już była mną zajęta??... Dała mi to teraz do zrozumienia, ale mimo całą ufność, którą w niej pokładam, nie wierzę. Ja ją przecie kochałem i wtedy, bardzo nieśmiało, po studencku, tylko nigdy nie postała mi w głowie myśl, aby ta ponętna: księżniczka; Warska mogła mnie wyróżniać... Był-bym się przecież spo-