Strona:Józef Weyssenhoff - Noc i świt.djvu/383

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   381   —

— Ach, był tu Woronicz?
— Wyszedł przed pół godziną. Dowiedzieliśmy się, że Linowski udał się na Murman. Nie może nas cieszyć ta szalona zawziętość Bronka. Po rozwiązaniu pułku służba jego skończona — jego kolega Woronicz chodzi już po cywilnemu, a on... Mnie się zdaje, że on mało dba o naszą Hankę.
W tej chwili ukazała się Hanka nadzwyczaj poważna i przejęta górną jakąś myślą, bez śladów łez na pobladłej twarzy. Zaraz pociągnęła Sworskiego do pustego salonu.
— Pan już wie o Bronku?
— Owszem, wiem. Spotkaliśmy się w parku z porucznikiem Woroniczem. Dowiaduję się teraz, że on tu był.
— Przyniósł mi nawet list od Bronka i ten pierścionek, który pan zna.
Sworski ujrzał na palcu panienki piękny rubin dobrze mu pamiętny. Nie bez zdziwienia oczekiwał dalszych wynurzeń.
— Pisze mi Bronek, że zmuszony był tam pójść, bo nakazywał mu obowiązek, który on dawno sam na siebie nałożył. Pisze też, że nie przestał o mnie myśleć — i jeżeli Bóg pozwoli mu wrócić, zabierze napowrót ten pierścionek ode mnie — dla siebie. A tym czasem mi go oddaje, bo, w niepewnej tej podróży mógłby zostać ukradziony.
...Czy pan myśli, że to bardzo niebezpieczna wyprawa?
— Nie umiem sobie zdać sprawy... Cóż o tem mówił porucznik Woronicz?