Strona:Józef Weyssenhoff - Noc i świt.djvu/348

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   346   —

i wysłani na lat dziesięć do kopalń węgla. Tam też bardzo potrzeba ludzi...“ — — Takiego tu dostaliśmy salonowca! Ma to być ex-żandarm, szlachcic i krewny znanych Murawjewów.
— Typowa swada hersztów zbójeckich — orzekł Sworski.
— A nie wiesz czasem, Stefku — zapytała pani Łabuńska — czy te najścia na mieszkania prywatne i wyłudzanie pieniędzy albo czeków, czy ma to związek z kontrybucją, którą nałożył Murawjew?
— Nie wiem, ale wątpię. My się mamy zebrać znowu w ratuszu już dla zniesienia poprostu pieniędzy do wysokości 10 miljonów.
— Mnie się to tak wydaje: — przemówił znowu Sworski. — Ani obrabowanie zamordowanego metropolity, ani okradzenie Tereszczenki, bankiera Löwe, jubilera Marszaka, ani tem bardziej wymuszenie opłat i proste kradzieże po niektórych obywatelach nie idą na rachunek kontrybucji, która ma wpłynąć do kieszeni Murawjewa i może paru innych figur naczelnych. Każdy ma swoje metody rabowania. Naczelni pozorują rekwizycje frazesami i popierają siłą; drobniejsi ściągają, gdzie i co mogą.
— To cały bolszewizm byłby stowarzyszeniem złodziei — doszedł Celestyn Łuba do radykalnego wniosku.
— Bardzo to bliskie ścisłej definicji, jednak nie wyczerpuje znaczenia dziejowego zjawiska.
— No cóż? Komunizm zastosowany w praktyce, jako system państwowy — określił Łabuński.