Strona:Józef Weyssenhoff - Noc i świt.djvu/269

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   267   —

— Możeby napisał ktoś urzędowo, że złożony został taki podarek na formowanie I-go korpusu.
— Napisać do kogo? — spytał Tadeusz.
— Do Bronka — i jemu posłać pierścionek.
— Nie, pani; co nie będzie postępowanie normalne. Takie rzeczy, jak składki na wojsko, pokwitowania i tym podobne, trzeba urządzać po męsku. Najprzód trzeba się dowiedzieć, czy dar może być przyjęty, a potem oddać go w ręce tych, którzy są do przyjmowania ofiar ustanowieni.
— Ale pan weźmie teraz ode mnie ten pierścionek? — zapytała Hanka z lękiem w głosie.
— Muszę również powstrzymać zbytni pośpiech. Pierścionek najlepiej przechowa się u pani, jak dotychczas. A skoro się dowiemy, jaki można z niego zrobić użytek... wymyślimy sposób.
Z widocznem nadąsaniem włożyła Hanka pudełeczko do podręcznej torebki. Sworski chciał ją lepiej usposobić i dodał:
— Proszę wierzyć, że bardzo cenię pobudki pani do tego daru. Z takich uczuć zbudujemy nietylko wojsko, ale i całą Polskę.
— Wy budować będziecie, mężczyźni — odrzekła żywo Hanka. — Nam, kobietom, nic nie wolno.
Pomimo chwilowy niedostrój zapałów, komitywa Sworskiego z panną Łabuńską pozostała niezachwianą.