Strona:Józef Weyssenhoff - Noc i świt.djvu/19

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   17   —

własności. Jedne z drugiemi pogodzić — ot i cała sztuka.
— Ale sztuka nielada! Udaje się tobie, może i kilku innym — naogół jednak nie jest tak idealnie. W warsztatach kolejowych, które długo oglądałem, będąc w biurach zarządu, niedobrze się działo — a i teraz podobno nie lepiej.
— Znaczy, że teraz już nie pracujesz?... tylko piórkiem?
Tadeusz, zamiast się obrazić, rozśmiał się przyjaźnie:
— Masz słuszność, Domciu. Praca „piórkiem“ mało przynosi owoców realnych. Nie jestem z mojej literatury zadowolony.
— Jaż nie mówię, Tadeuszu — cofał się dyrektor — żeby to nie była praca. Czytałem twoją powiastkę... jak to ona? — i twoje artykuły społeczne: o budowie wewnętrznej... o fałszywych prorokach... Prace piękne.
— Prace ze szczeremi zamiarami. — Poczekaj — będą jeszcze inne. Jeszcze nie umarłem.
— Ot, gadasz! Wygląd, jak młodzieńca, parę tylko siwych włosów na skroniach. — Toż ty ode mnie młodszy o lat... pięć... osiem?
— Nie liczmy lepiej. Obaj jesteśmy młodzi, zwłaszcza ty, który pracujesz bajecznie i o przyszłości nie wątpisz.
— ...Tak, że masz znaczne zamiary autorskie — reasumował Gimbut zasłyszane wyznania. A jeszcze wiem, że zajmujecie się z panną Zofją — (tu zniżył głos i obejrzał się po drodze)...że prowadzicie nauczanie dzieci proletarjatu. Ot robota ważna, pilna, bezpośrednia — a szczególniej w miastach i fabry-