Strona:Józef Weyssenhoff - Noc i świt.djvu/137

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   135   —

nazwisko i przynależność wojskowa w naszym pociągu sanitarnym — rosyjskim.
— Rozumiem — poddany rosyjski — mogliby go...
Celestyn naszkicował tragicznie ruch powieszenia.
— Zatem trzeba się dobrze namyśleć, co z nim poczniemy. Do pociągu wracać z nim niepodobna.
— Może gdzie jaka chata leśnika? — proponował Łuba.
— Romanse! — Gdzie chata? — Jaki będzie leśnik?
— Poczekaj! — trzasnął się w czoło Celestyn — odwieziemy go do jego domu, do Inogóry.
— Hm... — chrząknął Sworski i zamilkł.
Ale projekt, oglądany zewszechstron, zdawał się trafnym.
— Niełatwe to — pociąga za sobą konsekwencje i dla nas, jednak... nie widzę nic lepszego.
Teraz Celestyn, przez skrupulatność, zaczął powątpiewać o swoim pomyśle:
— Może on zaraz potrzebuje lekarza? — — On śpi, powiadasz? Może omdlał z wycieńczenia?
— Nie — odparł Sworski stanowczo — opatrzył go i uśpił jeden wielki lekarz. — — Jeszcze ci nie powiedziałem...
Tadeusz tak zmienił wyraz twarzy i spojrzenie natężył, że Celestyn, bardzo wrażliwy, spojrzał na przyjaciela, jak zamagnetyzowany.
— Kto?
— Oddał mi go pod opiekę ten zakonnik, którego kazania słuchaliśmy obaj wtedy — — w nocy.
— Ten prorok dobry?