Strona:Józef Weyssenhoff - Narodziny działacza.djvu/97

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   91   —

zentantów. A kasztany — szczere złoto. Powiedz, Mela.
Pani Melania popadła w sentymentalne wspomnienie:
— Zupełnie taka, jak dawna czwórka Freda Zbarazkiego. Powoziłam nią raz w Warszawie. Mieliśmy pojechać gdzieś za miasto, do jednej z tych zakazanych, ponętnych budeczek — ale cóż? Mój mąż nie pozwolił.
Gałązka nie chciał bynajmniej wywoływać wspomnień z przeszłości pani Melanii, usiłował więc zagadać:
— A my to nie możemy mieć czwórki książęcej? Tamtę kupił Fred od mego znajomego; zapłacił siedem tysięcy. Moja kosztuje dwa tysiące, a co do wartości realnej, słowo honoru, że lepsza.
Ale pan Apolinary był ciekawszy szczegółów z życia pani Melanii, o której wiedział tyle, co widział.
— Pani dobrodziejka poznała księcia Zbarazkiego w Warszawie, czy może za granicą?
Gałązka przenikliwem spojrzeniem porozumiał się z kuzynką. Ta więc odrzekła, krygując z trudnością wielkie czerwone usta, stworzone do śmiechu:
— Mój mąż i ja poznaliśmy Zbarazkiego przypadkowo na jednem zebraniu. Nie znam go bliżej.
Oprócz ananasa, podano na wety wyborne tru-