Strona:Józef Weyssenhoff - Narodziny działacza.djvu/25

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   19   —

z lat dziecinnych samorodnego olbrzyma: ucieczka z kuźni do szkoły — pierwsza kropla krwawego potu — rozmyślanie w zamknięciu — cykl przypominający dzieciństwo Napoleona, w mniejszych oczywiście rozmiarach. Pan Kotulski zapragnął sprzeciwić się energicznie zabłąkaniu rozmowy na te niewczesne tory. Gdy więc pan Hyc zaczął:
— Kiedym był jeszcze małym...
Kotulski rzucił się niemal rozpaczliwie wpoprzek tej anegdoty i zawołał:
— Nie zapominajmy, kolego, że czas nagli, a wiele jeszcze, bardzo wiele mamy do czynienia. Nie pozyskaliśmy dotąd pewności o akcesie pana Budzisza do naszego stowarzyszenia.
Pan Hyc pohamował się i ostygł. Był to jeden z najtrudniejszych jego wysiłków pro publico bono.
— Rzeczywiście, o tem potem.
Ale z powodu może tego zaparcia się siebie, stał się bardziej jeszcze zamaszystym. Obcesowo zwrócił się do pana Apolinarego:
— Przyjechaliśmy więc, aby zapytać, czy zgodzisz się pan być przedstawicielem swego powiatu w naszem Stowarzyszeniu.
Apolinary spoważniał, przełknął powoli ślinę, jakby próbował smakiem tego, co mu powiedziano. Zaczerwienił się i dość długo milczał. Wreszcie odrzekł niepewnie: