Strona:Józef Weyssenhoff - Narodziny działacza.djvu/182

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   176   —

Służący przynosi bilety wizytowe dwóch panów, którzy czekają na dole.
— Ach, nie mam czasu, mój bracie. Przyjmuję od piątej.
Służący oddaje obojętnie bilety. Pan Apolinary rzuca okiem:

Feliks Kotulski.
Stanisław Hyc.

— Poczekaj!
Pierwszy to raz dawni zwiastunowie powołania tak w parze i tak urzędownie zjawiali się do pana delegata. Nawet nie widział ich od czasu swej choroby, od jeszcze dawniejszych czasów. Teraz przyszli — musieli przyjść. Czy oni się już boją? — niewiadomo. Ale już Budzisz ich się nie boi. Ma im wiele, bardzo wiele do powiedzenia.
Odrzucił pled z kolan, resztkę pozostałej słabości, powstał i rzekł:
— Prosić.

Warszawa 15. X. 1905.