Strona:Józef Weyssenhoff - Narodziny działacza.djvu/171

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   165   —

na posłów do Wielkiej Rady. Lista kompletna, jak się patrzy, ogarniająca kraj cały.
Z drżeniem stwierdził pan delegat autentyczność doniosłego dokumentu i począł go pić wolno, jak stuletni nektar węgrzyna. Zgadł także trafnie, że terytoryum wyborcze, do którego należał, jako mniej wybitne, wymienione będzie pod koniec spisu. Ale zadał sobie dobrowolną mękę prawdziwego smakosza — nie zajrzał do swego okręgu i czytał po kolei.
O dziwna mocy prostych wyrazów! Czy was użyje biegły w kunszcie pisarz i tak otoczy i tak zawiesi, że czytelnik nad głupiem »a jednak« łzę uroni lub zaniesie się od śmiechu. Czy was zaszepcze ustami zbliżonemi zakochana para. Czy zalśnicie na pomniku złote i uginające czoła, wczoraj jeszcze gminne i szare. Czy na tablicach praw wyryje was władca lub naród.
Imiona i nazwiska następowały prostym szeregiem pod nagłówkami odpowiednich ziem. A ile wrażeń, jaka harmonia, co za lektura! Pan Apolinary medytował gruntownie nad każdem nazwiskiem i wywoływał postać, jeżeli ją znał, odgadywał, jeżeli jej nie znał. Widział każdego kandydata w postawie parlamentarnej, portretowej, z prawą ręką założoną między dwa guziki zapiętego surduta, lub opartego oburącz o pulpit mównicy. Pochwalał, wątpił, albo się dziwił. Trudno