Strona:Józef Weyssenhoff - Narodziny działacza.djvu/146

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   140   —

wym kunktatorem dlatego, że nie chce trwonić dobytków ogólnych na niecierpliwe wymagania chwili, albo stoi twardo przy obronie cennych urządzeń przeszłości. — A my się jeszcze nie nazywamy. Czekamy, aż nazwie nas historya.
Pan Apolinary słuchał pilnie i aprobował. Musi to być mądre, skoro mówi pan Jan.
— O ile rozumiem, dobrodzieju mój, mamy jedne cele, sposoby tylko inne. Dlaczegoby się nie połączyć? Sam jeden, kochany panie Janie, mógłbyś wiele nam pomódz swem doświadczeniem.
— Za późno, mój serdeczny.
Delegat westchnął:
— Szkoda, wielka szkoda, żeś nie wiedział dawniej o Stowarzyszeniu. Gdybyś był w naszym komitecie...
— Byłem przy pierwszym projekcie, dużo dawniej od ciebie. Spotykałem tych samych ludzi, pracowałem nawet z nimi na niektórych polach. W wielkiej waszej ilości są przecie ludzie pożyteczni i sumienni; nawet niewielki procent zdolnych się zdybie. Ale gdym stwierdził przewagę ambicyi stronniczej nad troską o sprawę ogółu — usunąłem się. Nie jest to dezercya od sprawy — o nie! — ale od ludzi.
Pierwszy to raz pan Apolinary, choć z dawna zaprzyjaźniony, usłyszał od pana Jana tak poważną rozprawę o polityce. Był wzruszony. Dawniej