Przejdź do zawartości

Strona:Józef Weyssenhoff - Jan bez ziemi.djvu/336

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.




XXV.

Nimfa jeziora Śniwoda — stara, jak świat, a świeża, jak codzień odmładzająca się jutrzenka, pilnując od wieków swych wód i swych brzegów, dostrzegła naraz, że dwór opustoszał. Nie dochodziły z wnętrza gwary rozmów, nie snuły się po parku postacie mieszkańców, ani gości. — Nic to — powrócą. Poprzestawała tymczasem na swej pracy ciągłej, która była zarazem jej nieuprzykrzoną nigdy zabawą.
Ze swych krynicznych głębi dobywała strugi wód czystych i pożywnych, rozlewając je na pola i łąki, obracając młyny. Rozprowadzała teraz pachnącą świeżość na pożytek okolicznych ludzi, zwierząt i roślin, z równą troskliwością, jak budowała w zimie pod lodem bezpieczne dla swych ryb zimochowy. Wszystko to czyniła wytrwale a spokojnie, bez kapryśnego rozbujania fal swych, na podobieństwo morskich, bez szału rwących potoków, bez szerzenia zgubnych powodzi, jak na to pozwalały sobie siostry jej, wielkie rzeki.
Nie miała się od nich za gorszą ta Wielkopolanka, krewna pobliskiego Gopła, wspólniczka z niem w najstarszych dziejach Polski. I z jej wód chrzest otrzymały pierwsze rzesze Mieczysława; i ona widziała na swych brzegach obozowiska rycerzy Chrobrego.