Strona:Józef Weyssenhoff - Jan bez ziemi.djvu/16

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   14   —

przetrzebione, skarlałe, rozpełzłe po ziemi, zadziwiały jednak samem swem istnieniem pośród lasu.
— Co to? Zarzucona winnica? — zapytał Skumin.
— A tak, stara winnica. Są w papierach ślady istnienia jej od 17-go wieku — odpowiedziała Wercia. — Dlatego cały ten kawał lasu nazywa się Winna Góra.
— Ciekawy tu kraj i ślady odwiecznej kultury — zauważył Skumin. — Wino sadziliśmy niegdyś w polu. Bo nie widzę śladów dawnej osady mieszkalnej... Może są gdzie wpobliżu?
— Niema — odrzekła Wercia. — Są tu kozły, więc sprawiajmy się cicho.
Natrafili wkrótce na wąwóz, który trzeba było zgłębić do dna i wyleźć na odkos przeciwległy. Pani Wercia pokonywała te trudności zręcznie i technicznie, czepiając się krzaków przy wspinaniu się w górę, a opierając się na obcasach przy schodzeniu. Zauważyła z przyjemnością, że Skumin radzi sobie niegorzej od niej i uśmiechnęła się do niego przyjaźnie. Ceniła bowiem bardzo gimnastyczną sprawność i sportowe wyszkolenie. Zanim wyszli — na skraj wąwozu, zakomenderowała szeptem:
— Wychylmy tylko głowy i patrzmy. Tu codzień wychodzi tęgi kozieł.
Rzeczywiście, gdy wyjrzeli z wąwozu, zobaczyli na polance wpobliżu krzaków płowy profil sarny. Ale oboje poznali odrazu, że to koza. Janek spojrzał rozczarowanemi oczami na kuzynkę, która odpowiedziała ledwie dosłyszalnie: