Strona:Józef Weyssenhoff - Jan bez ziemi.djvu/151

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   149   —

Skumin nic nie odpowiedział. Więc po chwili smutnego oczekiwania Wercia ciągnęła dalej:
— Co będzie jednak, jeżeli wieści o nas — nietylko o tej głupiej karczmie — dojdą do Ambrożego i on zechce je sprawdzić?
— Nie wiem, co będzie. Nie znam Ambrożego pod tym względem i nie wyobrażam go sobie w tej sytuacji. — Sądzę, że nic złego ci nie uczyni, bo to człowiek... zrównoważony.
— A jeżeli zechce się rozwieść? — wyjąkała Wercia z drżeniem w głosie.
Skumin przybrał wyraz twarzy problematyczny, w każdym razie nie rozpromieniony. Wreszcie odpowiedział:
— Czy sądzisz, że on ci to zaproponuje? — Wątpię. — Czy sama chciałabyś?
— A gdybym chciała sama uczynić to, nie dla niego, lecz dla ciebie, mój Janku? — O tem mówimy nie po raz pierwszy, droga Werciu. Przypominam ci, jaki był wówczas nasz pogląd na tę sprawę. Gdyby możliwe było legalne unieważnienie małżeństwa z Ambrożym i gdybyśmy mieli się poślubić... Bo przecie o tem i dzisiaj mówisz?
— A ty możesz wątpić! — zawołała Wercia, otwierając szeroko jasne, rozmiłowane oczy.
— Więc dobrze. Musimy dokładnie zważyć wszystkie pro i contra tych zamiarów, aby sobie nic nie mieć do wyrzucenia, gdy dojdą do skutku. Najprzód rozwód jest zawsze skandalem, albo półskandalem,