Strona:Józef Weyssenhoff - Hetmani.djvu/63

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

będzie między nami, jest to zły precedens. — A więc ma coś być między nami? — —
I teraz się uśmiecham, gdy to piszę, jak idjota — bo cóż za przyszłość? — Gdyby jednak ciągle myśleć o przyszłości i o skutkach, nie możnaby wypić ani szklanki wina w życiu, bo dowiedzione jest, że alkohol truje.
Jeszcze mniej ściśle rozumując, doszedłem tam, w tej palarni, do wniosku, że najlepiej powiedzieć Heli coś zbliżonego do prawdy. Znudził mnie tu jeden znajomy spotkany i uciekłem na parę dni. Ten prosty wynalazek wydał mi się narazie zbawiennym i wielce radosnym.
Powróciłem do hali muzycznej, gdy już towarzystwo znajome zbierało się do wyjścia. Poczułem, że czekała na mnie Hela, bo rozjaśniła twarz, gdym się ukazał. Więc prosto do niej, jak w dym, z miną wesołą, jakbym miał do opowiedzenia anegdotę, odciągam ją trochę od stojącej już grupy i mówię:
— Chce pani wiedzieć, co mnie naprawdę wypędziło z Hagi?
— Ale bardzo chcę!
— Spotkałem tu starego krewnego, tak tyranicznego nudziarza, żem uciekł.
— Słowo?
— Słowo honoru.
— A jak się ten krewny nazywa?
— Cóż to panią może obchodzić?
— Chcę, koniecznie chcę wiedzieć — cisnęła mi prosto w twarz, aż poczułem jej świeży oddech.
— Nazywa się... pan Piast.
— Jak? Py-ast?
— Piast. Widzi pani, jakie to ciekawe i srodze romantyczne!

51