Strona:Józef Weyssenhoff - Hetmani.djvu/241

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Tego się nie dowiesz odrazu. I nigdy nie zrozumiesz zupełnie, jakiem i chodzę drogami, w jakiem miejscu przebywam, gdyż mogę być naraz w różnych... Gdy będziesz wyzwolony z pożarów, pójdziesz za mną, obcować będziesz ze mną ciągłe...
Coraz trudniej łowiłem przenośne choćby znaczenie słów Piasta, który widocznie zapadał w silniejszą gorączkę.
W zmroku, obłażącym pokój ze wszech stron, widniało tylko blade okno i zamiast świec, których nie było, iskrzyły się coraz fosforyczniej oczy Piasta. Postać jego w ciemności nabierała zarysów nieuchwytnych.
Zapukano do drzwi podobnie do sygnału, który je dla mnie otworzył. Piast powstał i wpuścił do pokoju kobietę w stroju zakonnym. Stanęła cicho w kącie z założonemi dłońmi, młoda, wysoka, zapewne pielęgniarka, ale podobna do panny Zofji...
Wszystko to tajemnicze, niepokojące, ale razem zaprawne jakąś świętością, która przenikliwie wciska się w serce.
Wyszedłem jakby oczadzony, i długo piłem zimno powietrze uliczne, zanim doszedłem do normalnego tanu, do trzeźwej nienawiści życia, które pędzę.



229