Przejdź do zawartości

Strona:Józef Weyssenhoff - Hetmani.djvu/236

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.




20 stycznia 1906.

Jednak Piasta raniono! Powiedziała mi to panna Zofja, ale nie odrazu dała adres. To już prawie upokarzające! Dlaczegóż ona, niedawna znajoma, nie zaś ja mam raczej prawo widywania Piasta?
Mniejsza o to. Dzisiaj nareszcie otrzymałem audjencję. Ktokolwiek chce obcować z Piastem, musi się poddać jego dziwactwom. Zato rad jestem obecnie, żem nareszcie wyjaśnił sobie choć jedną ścieżkę z labiryntu dróg, któremi chodzi mój tajemniczy stryj.
O umówionej godzinie zaprowadziła mnie sama panna Zofja do jednego domu w śródmieściu, którego front uliczny mijałem prawie codzień, nie domyślając się wcale, że tam, w drugiem podwórzu, w zakątku niełatwym do odkrycia, mieszka pan... Krotoski, literat. Drewniane schody, kurytarz z kilkorgiem drzwi podobnych do siebie, jak wejścia cel klasztornych. Przed jednemi z nich przystanęliśmy z panną Zofją; ona zapukała w sposób osobliwy, widocznie umówiony, a gdy zazgrzytał klucz z wewnątrz, pożegnała mnie i odeszła.
Ze wzruszeniem wszedłem do niewielkiego o jednem oknie pokoju podzielonego przepierzeniami na jeszcze mniejsze klitki. W świetlicy (jeżeli tak nazwać można część pokoju z oknem) siedział pan Piast przy prostym stole założonym drukami i rękopisami. Pierwszy raz ujrzałem go pośród ścian, które bądź co bądź miały

224