Strona:Józef Weyssenhoff - Hetmani.djvu/200

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zupełnie rycerski na straży swego klejnotu i gniazda rodzinnego, najswobodniej oddaje żonie honory należne osobie połączonej solidarnie z rodem Paugwitzów. Czułości nie zdybać w jego wysoce aroganckich manierach, jednak zadowolenie z żony wyraża się w każdym ruchu i słowie. Ma ją przy sobie dla jakichś wyższych celów zagadkowych. — — Ona traktuje go też dobrze, zupełnie inaczej, niż wówczas w Hadze. Drwi może z niego, jako z mężczyzny — choć poznać tego nie daje — ale nie jako z nosiciela wspólnych godności towarzyskich. I nie wiem, dla kogo — dla niego, dla ojca, czy dla mnie? — okazuje mu publicznie jakąś połowiczną pieszczotliwość, która, gdy się ją zna w całości, jest widocznie tylko połową. Po śniadaniu państwo Paugwitz wybrali się razem na wizyty, ja pozostałem z Latzkim sam na sam.
Z ciepłem współczuciem wziął mnie za rękę:
— Jakże tam idzie, panie Sworski? Przerwaliście strajk powszechny może za wcześnie — — Jakie jest usposobienie prawdziwych obrońców ludu?
— Mogę odpowiadać za siebie tylko, Ekscelencjo.
— Proszę mnie nie przezywać tym tytułem. Między sobą jesteśmy jednomyślnymi, pochlebiam sobie, towarzyszami. Może nawet pan nie wie, jak dalece jestem waszym przyjacielem. Co do pana — dawno starałem się poprzeć jego działania środkami, które są w mojej mocy. Odmówił pan już parę razy subsydjów ofiarowanych na sprawę.
— Rozumie pan, że branie pieniędzy bez pokwitowania...
— Jest nieprzyjemne — pojmuję. Ale w czasach gorącego działania lepiej się wyrzec tych delikatności, gdyż pieniądze mogą być gorzej użyte przez innych, a sprawa

188