Strona:Józef Weyssenhoff - Hetmani.djvu/184

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Co innego? — — pan bardzo daleko zostałeś wtyle za nami, panie Sworski. — — Pan jest przyjacielem pana Latzkiego z Berlina.
— Znajomym.
— Niech pan z nim pogada... niech pan dobrze pogada choćby z jego córką. To są także Polacy, ale z szerokim horyzontem.

∗             ∗

Dziękuję za taki horyzont, jak go rozumie Held! Ja dla Żydów specjalnie pracować nie myślę z uszczerbkiem mojej narodowości. Latzcy są naszymi sprzymierzeńcami, ale nie władzą jakąś, której mamy słuchać. I zupełnie co innego Latzcy, Europejczycy, chrześcijanie, ludzie wysokiej kultury, niż taki Held, wyraźny Machabeusz za sprawę żydowską.
Jednak Hela ma ciągle interesy do Helda, uważa go za najpoważniejszego tutaj szermierza sprawy ludowej. Trzeba jej będzie wytłumaczyć różnicę między polskim Żydem, a takim. — — Ale jakże oskarżać towarzysza partyjnego? — —
Ciągle zawikłania bez wyjścia. —
Śniło mi się dzisiaj, że jestem obywatelem wolnego kraju, oblanego dokoła oceanem, jakiejś Polski morskiej, bez sąsiadów, bez opiekunów, istniejącej samej dla siebie. Mieliśmy w tym kraju idealną konstytucję demokratyczno-socjalną, wszyscy obywatele byli zadowoleni. Chcieliśmy wybrać na prezydenta rzeczypospolitej Wojciecha Piasta, ale nieodłączni od nas Żydzi gardłowali przeciw niemu. I Hela, moja także we śnie, głosowała z Żydami.
Nawet przez sen nie mogłem wymarzyć mej ojczyzny bez Heli, jako rozkoszy, bez Żydów, jako klęski.



172