Strona:Józef Weyssenhoff - Hetmani.djvu/128

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Przypomina mi się, co mi powiedział niegdyś Latzki o Wojciechu Piaście: „on nie rozumie nawet prawdziwej rewolucji, on tylko rozumie swoją“. Może to zdanie dałoby się zastosować do ogółu naszego?
Kolega mój biurowy najbezpośredniejszy — bo przez jego pokój wchodzę do mojego — Wiśniakowski — jest, co do rodzaju swej gliny, narodowcem. Niedawno jeszcze przynosił do biura „Przegląd wszechpolski“ i z zapałem deklamował nam z niego ustępy; teraz czytuje „Robotnika“, „Czerwony Sztandar‘ i nasze proklamacje. I tak uzasadnia n. p. zmianę swych przekonań politycznych:
— Jednak endeki, panie tego, tumanią... Związek pracy — furda! — tylko się dygnitarzy namnożyło. Memorjały do ministrów, uchwały w Sielance, panie tego — siano. Myśmy ich przelicytowali — kudy!
Wycisnąć takie zdanie — co w niem jest? O narodowcach powtarza, co każdy wie; on zaś przystąpił do nas, aby być modniejszym, jaskrawszym. Taki naiwny modernista bez wszelakiego zapału do urzeczywistnienia głównych zadań rewolucji. Trzyma z nami dla przyzwoitości, dla towarzystwa, jak Cygan. Nie wiem, jakby to było, gdyby przyszło do wieszania?
A mój naczelnik, Słomiński! Wysoce chrześcijańska dusza, ale przecie ten człowiek może umrzeć ze strachu zanim fala prawdziwej rewolucji dojdzie do jego fotelu i skórzanej podkładki! Ma od początku roku to febrę, to dysenterję — wszystko to objawy choroby głównej: panicznego przewrotowstrętu. Pomimo najlepszego serca dla sprawy postępu i reform, pomimo gotowości do ofiar, głosuje przy każdym planie działania za skrajną ostrożnością; radby wymyślił rewolucję ugrzecznioną i retoryczną. Chociaż uzna w za-

116