Strona:Józef Weyssenhoff - Gromada.djvu/91

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 83 —

Zwrotki zrywały się z pojedyńczych piersi i ciągnęły za sobą stopniowo chór tłumny, rozlewały się po ogrodzie i podwórzu, jak wielkie westchnienia rozkoszne.

A roztwórzcie, stróżu, szeroko wierzeje,
Bo już się na polu pszeniczka nie wieje —
Plon niesiemy, plon — —

A roztwórzcie, stróżu, dworskie okiennice,
Prowadzimy przecie z pola przodownice —
Plon niesiemy, plon — —

A nasz jaśnie dziedzic niemały, nieduży,
Stoi se na ganku, kieby kwiatek róży —
Plon niesiemy, plon — —

Broniecki śmiał się, niedowierzał pochwale swej świeżości, zachęcał do dalszych przyśpiewków; osobistych.
Zaśpiewano dla Manieczki:

U naszej panienki puchowe poduszki,
Zjeżdżają się swaty od granicy pruskiej —
Plon niesiemy, plon — —

Ale potem zabrakło trochę pomysłów. Panią Drobińską i księdza proboszcza porównano znowu do róży. — Gdy jednak Wierzbowski, wyprzeziwszy pochód, stanął na gankowych schodach, wiecznie do konia ubrany, Broniecki zawołał:
— Cóż będzie na pana rządcę?
Zaraz huknęła Walentowa:

U naszego rządcy poły cości kuse,
Bo ze sztuki sukna dużo dał dziewusze —
Plon niesiemy, plon — —

Rozśmieli się wszyscy, oprócz przodownic, które, przejęte swem stanowiskiem, spocone pod ciężarem koron, stały wciąż kamiennie. Nareszcie