Strona:Józef Weyssenhoff - Gromada.djvu/41

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 33 —

wilizacji okolicy. Tylko że już w przeszłym roku skwar i blask zanadto mu dokuczył, posadził tej wiosny naokoło domu chude klomby, które dopiero okazywały snopy rózg zieleniejących.
Nie zajmował się osobiście gospodarstwem, do prowadzenia domu miał gospodynię, piękną Agatkę, którą odebrał prawie przemocą pewnemu proboszczowi z pod Grójca; w gospodarstwie zaś rolnem wyręczał go Maciej Durmaj, chłop uczony. Kilka włók ziemi trzeba było spożytkować tymczasem jako tako, zanim staną się... może fermą doświadczalną dla przyszłej szkoły rolniczej ludowej, może wzorową osadą kilku obywateli, którzyby własnoręcznie ten kawał ziemi uprawiali i dzielili się owocami pracy rąk swoich. Stworzenie tego braterskiego falansteru rolnego natrafiło tymczasem na duże przeszkody: najprzód trudny był dobór towarzyszy równie zapalonych, jak Czemski, do tego pomysłu; powtóre sam Czemski nie umiał ani orać, ani siać, ani kosić. Najwyżej młócićby potrafił — ale miał wątpliwości, czy w ten sposób zużytkowałby należycie nabyte przez kilka lat studdjów wykształcenie uniwersyteckie. Tymczasem Niespucha była sobie najpospolitszym folwarkiem, administrowanym według najstarszej metody.
Czemski miał dzisiaj gościa, profesora Edmunda Owocnego, który przyjechał rannym pociągiem z Warszawy i, nie okurzywszy nawet podróżnego ubrania, zasiadł do herbaty i do ożywionej rozmowy.
— Zatem — mówił profesor krótkowidz, badając przez okulary bułkę, jak ciekawy preparat — Pojedziecie jutro na tę radę do Sławoszewa — hę?