Od czasu uchwały o budowie domu ludowego zajątrzyły się w Mielnie pomruki przeciw Rykoniowi, który, choć nie wójt, ani sołtys, narzucał gminie swoje plany. Pomruki urosły jeszcze, gdy przy składce gminnej zwyczajnej zaczęto ściągać dodatkową na budowę domu. Niechętni od początku Goździk, Kołaczyński, Orlik, Maryniak sarkali na ten podatek, powtarzając, że takie wymysły niech sobie panowie z własnej kieszeni opłacają, kiedy im pozwoliliśmy, nie żeby miała iść na to ciężka krwawica gminna. Gdy przed zimą założono fundamenty, zaczęto drzewo zwozić na wiązania i obrabiać podług wymiaru, inne wieści obleciały Mielno. Rykoń, który mocą uchwały gminnej został wykonawcą i kasjerem budowy, otrzymywać miał od panów większe sumy, niż te które wydawał na roboty mularskie i ciesielskie. Wyrachować to się on potrafi, bo fizyk jest, ale co do kieszeni schowa, to jego, a na gminiaka zawsze grosz więcej przy składce wypadnie.
Nikt tego w oczy nie śmiał powiedzieć Rykoniowi, bo się bał jego ciężkiej ręki, któraby pewnikiem takie słowa napowrót w gębę wepchnęła mówiącemu, a możeby mu i zęby połamała. Ale