Strona:Józef Weyssenhoff - Gromada.djvu/215

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 207 —

tne usposobienie córki. Na święta Bożego Narodzenia przygotowywał podarki dla córki, ale wiedział, że niemi nie sprawi jej radości; onaby na gwiazdkę chciała — Stefana. — Sprowadziłby go dobry ojciec niechybnie, gdyby to było w jego mocy, dla zadowolenia Mańki, nie dla swojego. Czemski w nowem oświetleniu, jako kandydat na zięcia, budził w Bronieckim duże obawy; uparty, zarozumiały i ostatecznie, jak mówi Rozalka, człowiek z innego towarzystwa, choć jest synem miłego doktora. A naprawdę, to każdy zięć jest fizycznie wstrętny, bo zabiera dla siebie Manieczkę i sterczy słupem wytycznym na granicy młodości teścia. Mieć córkę dorastającą — to jeszcze ujdzie, ale być dziadkiem!... Choć pan Józef nie był zdolny do przeszkadzania małżeństwu córki z pobudek tak egoistycznych, jednak wolałby, aby ta konieczność sprowadziła do rodziny człowieka odpowiedniejszego. Stanie się wreszcie, jak Bóg chce i Manieczka — tylko kto mógł przewidzieć, że się dziewczyna zadurzy właśnie w tym kawalerze i że kawaler dostanie się do kozy? — W każdym razie marne mamy „święta“ tegoroczne.
Jednak Broniecki miał talent przystosowania się do każdej atmosfery. Więc smutek, panujący w domu, naraił mu nowe, zbawienne pomysły. Najprzód, za zbyt wesołe tygodnie warszawskie chciał zapłacić poważną pracą na wsi; chciał donieść Godziembie i różnym tam prezesom, że się mylą, utyskując nad jego życiem lekkomyślnem w mieście. On jest wyjątkowo stworzony, niby o dwóch duszach: jednej hulaszczej, drugiej roboczej. Gdy hula, nabiera sił do pracy; gdy pracuje,