Strona:Józef Weyssenhoff - Gromada.djvu/168

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 160 —

stra pana Józefa. Majętna wdowa, oprócz dóbr ziemskich, posiada w Warszawie dom, do którego powraca stale późną jesienią i zajmuje w nim całe drugie piętro od frontu, bardzo obszerne, zdolne do pomieszczenia licznych zebrań i rozszerzonego koła domowników, po wiejsku. Przy matce mieszka najstarsza córka, Zosia rówiennicka Mańki Bronieckiej; młodsi synowie są w szkołach zagranicznych,
Ciocia Rozalka, u której Manieczka pozostajuż kilka tygodni, jest wcale pokaźną i miłą osobą, chociaż już kilka tygodni, jej włosy zaczęły już tracić połysk. Bujna krew Bronieckich utrzymuje jej zdrową cerę i zalety towarzyskie, a ponieważ zarazem żywi zbytecznie jej cielesne wdzięki, ciocia szuka namiętnie ruchu i jeździ do Marienbadu, „aby nie ociężeć”. Umie jednak nie być śmieszną w gustownie dobranych strojach i usposabiać do siebie przychylnie. Pan Józef lubi, w przypadkach naglących uczuć familijnych, objąć „siostrunię“ za kibić mocno pancerną i wrazić serdeczny pocałunek w loczek około uszka. Jako niedrodna Broniecka, musi pani Rozalja gadać, słuchać, sprawiać bliźnim przyjemność, karmić ich i poić; skoro się tylko zjawia w Warszawie, salon jej przyciąga liczne koła uradowanych gości.
A jednak wiadomości publiczne, głośne i szeptane, niewesołe były w tym roku. Uciskały wszystkich jak więzy, osłabiały, jak choroba. — — Tylko dobrze było odpocząć od nich czasami w salonie pani Obichowskiej. Chociaż nie tańczono w nim, lecz ogrzewano się przy jego cieple wiejskiem, żywem, zwłaszcza z powodu dwów panien na wydaniu. Pani Rozalja miała i tę wyższość, oprócz wie-