Strona:Józef Weyssenhoff - Gromada.djvu/139

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 131 —

— Mamy i parę szkół zawodowych w okolicy, dla chłopców i dla dziewcząt. Wszędzie jestem w zarządzie.
— Szkoda zatem, że pani nie wzięła udziału we wczorajszej naradzie o szkole rolniczej; skorzystalibyśmy z pani doświadczenia...
— Ach, narady! — — Panie Czemski, my, kobiety, jesteśmy od wykonywania waszych planów męskich... o ile te plany trafiają nam do serc i sumień.
— Czyli — uśmiechnął się Czemski — od potwierdzania lub odrzucania naszych projektów.
— Nie. Pomagamy wam, gdy czujemy się dosyć silnemi, aby pomóc; a silne jesteśmy tylko w tedy, gdy kochamy... człowieka, czy sprawę.
Czemski zamilkł, rozważając te słowa. Ale pani Jadwiga chciała widocznie do czegoś praktycznego się dogadać.
— Słyszałam wasze rozprawy wczoraj... Jabym się na ten przedmiot zapatrywała bardziej ze stanowiska pożytku...
— Nie dobrze rozumiem panią — —
— Trzebaby stworzyć szkołę taką, jakiej lud nasz chce i potrzebuje.
— Któż temu przeczył?!
— Może nikt — — ale właściwie dyskutujecie panowie głównie o tem, do którego z obozów politycznych należy przygotować wychowańców szkoły rolniczej. Jabym ich raczej kierowała na dobrych rolników.
— To cel główny, przyznaję. Jednak ktoś musi kierować szkołą, a wybór kierowników nie jest rzeczą obojętną.