Strona:Józef Weyssenhoff - Gromada.djvu/124

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.




VIII.

Chyłkiem weszli do sali odrad, aby nie przeszkadzać, Jednak Godziemba spostrzegł Czemskiego, powitał go ukłonem ze swego miejsca prezydialnego — przewodniczył bowiem zebraniu — i wysłał jednego ze swych asesorów, Czesława Młockiego, który umieścił gościa przy sobie, za stołem. To sąsiedztwo było Stefanowi dogodne, bo znał Młockiego już ze Sławoszewa i tutaj potrzebował objaśnień dla orjentacji w zgromadzeniu.
Uczynił najprzód odkrycie radosne, że przy tym samym stole opodal siedział Józef Broniecki i kiwał przyjaźnie głową do sąsiada łowickiego. Szukał Czemski dalej znajomych, ale znalazł ich zaledwie paru. Tłum szaro ubranych, wąsatych postaci wydał mu się zrazu zupełnie jednogatunkowym, niby wojsko w szeregach.
— Gdzież tu są włościanie? — zapytał Młockiego.
— O, jest ich sporo — uśmiechnął się Młocki — tylko nie wyróżniają się ubiorem, a niebardzo i typem. Masz pan przy stole prezydjalnym dwóch członków zarządu, włościan: ten poważny, w kubraku staromodnym, co siedzi przy Bronieckim — i tamten młody, elegant. Myśli pan, że