Strona:Józef Weyssenhoff - Cudno i ziemia cudeńska.djvu/96

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   90   —

Holender otworzył szerzej oczy:
— Nie wiem. Do tutejszego kupca, bo go ktoś odbierał za frachtem.
— No, wszystko jedno — zatarł Edwin wrażenie — więc pan jest zdania, że należy, bądź co bądź, zadatkować i sprowadzić fasolę?
— Bezwarunkowo. Jak tylko przyjdzie, po jadę sam do Gdańska i przeładuję na wagony. Zdaje mi się, że mogę za to ręczyć, bo dużo analogicznych operacji przeprowadzałem przed wojną. A skoro fasola ukaże się na tutejszym rynku, niema wątpliwości, że ją zaraz nabędzie każdy kupiec, lub konsument spragniony dobrego towaru i pożywnej strawy. My właśnie dopilnujemy, aby się nie dostała do rąk paskarzy. Puścimy w gazetach artykuły reklamowe. Jest to produkt wyborowy; zawiera azotu części...
— To już wiem, panie van der Winder. Zatem poco czekać? ~ zaczynajmy.
— Zadatek umówiony w jednej trzeciej wartości loco Amsterdam moglibyśmy przesłać telegraficznie?
— Na to jestem przygotowany.
Zahaczono tedy za pomocą telegrafu brazylijską fasolę, która zaczęła płynąć po morzach obiecująco w kierunku Cudna i miała nawet niezbyt długą drogę do przebycia, gdyż van der Winder dowiedział się o dużym ładunku dawniej już przesłanym z Ameryki do Holandji i uchwy-