Strona:Józef Weyssenhoff - Cudno i ziemia cudeńska.djvu/55

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   49   —

— Cuda dzieją się, cuda, panie Szaropolski!
— Ojciec Prosper!
Habit, broda i krymka kapucyna dopełniały obraz uliczny do sceny z polskiego powstania, gdzie zawsze jakiś ksiądz zagrzewa serca, jeżeli nie bierze udziału w walec. Prosper zagrzewał tylko serca.
— Doczekaliśmy się nareszcie, panie Szaropolski!
— Zapewne. A ksiądz co tu robi?
— Patrzę, słucham: — czyż nie dosyć?!
— Ja także. Ale pora już na obiad; może ksiądz by ze mną?
— Dokąd?
— Do restauracji.
— Chyba do jakiejś maleńkiej, skromniutkiej? Bo reguła nasza... nie pochwala.
— E! co tam! wojna — zachęcał Edwin, bo spodziewał się zaczerpnąć od mnicha powiadomień.
Weszli do pierwszej napotkanej garkuchni i kazali sobie podać dwa obiady.
— Cuda, cuda! — powtarzał kapucyn.
— No jakie? Ciekawym.
— Rozbrajamy Niemców, panie! Zabieramy im broń, amunicję, tabory, wydzieramy z rąk nakradzione rzeczy...
— To wiem, bo i sam odzyskałem swój fortepian.