Strona:Józef Weyssenhoff - Cudno i ziemia cudeńska.djvu/327

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   321   —

— Pan dobrodziej mówi jeszcze... o tych obawach wywłaszczenia?
— Naturalnie. Taka zmora może przecie podciąć ręce i nogi człowiekowi.
— Ja już wczoraj ośmieliłem sic; wyrazie powątpiewanie...
— Wiem; pan sądzi, że to niewykonalne. Serdecznie chciałbym podzielać pańskie zdanie. Może niewykonalne, jako stałe urządzenie — ale na teraz, na tymczasem, jako triumf pomysłu, który się ubrdał naszym mężom stanu?... Przeżywamy okres najgorszych możliwości.
Van der Winder skłonił głowę przed krasomówstwem starego Szaropolskicgo, ale widać było w jego oczach, dosyć upartych, pomimo uprzejmego wyrazu, że obstaje przy swem optymistycznem zapatrywaniu.
Po pauzie, wywołanej przez zaspokojenie pierwszego głodu, odezwał się van der Winder:
— Bardzo nie w porę wypada nam projekt pana Edwina wstąpienia do wojska.
Joachim był zupełnie tego samego zdania. Ale, czy ze względu, że rozmawiał, bądź co bądź, z cudzoziemcem, czy dla przygotowania zawczasu siebie i dyrektora do przykrej alternatywy, zaczął tłumaczyć synowca:
— Ja mu się nie dziwię. Wojskowość jest jedynym odłamem życia publicznego, który nam